niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 8

*Vanessa*
Siedziałam na łożku z laptopem na kolanach i oglądałam filmiki, na których głupi ludzie robią głupie rzeczy żeby inni sie śmiali z ich głupoty. Tak, fascynujące. Skoro juz mówimy o głupich rzeczach ciekawe jak tam moja siostra. Była taka podekscytowana spotkaniem z blondynem i jednocześnie wystraszona, że może jej tam nie być, że nie miałam serca żeby jej nie pomóc. Sama wiem jak to jest. Co prawda przystojny chłopak nigdy nie podrzucił mi kartki z czymś w rodzaju zaproszenia a ja nie mogłabym przyjść i nie miała możliwości go o tym powiadomić... Wychodzi na to, że chyba jednak nie wiem jak to jest. Moje przemyślenia przerwał krzyk mamy.
-Vanessa! Laura! Chodźcie na kolacje!-usłyszałam i szybkim krokiem zeszłam na dół.
Zajęłam miejsce przy stole, na ktorym zwykle i siedzę i chwyciłam bułkę.
-Gdzie jest Laura?-odezwał się tata. Cholera, całkiem zapomniałam. Co ja teraz zrobię?Szybko chwyciłam telefon i wystukałam wiadomość do siostry pod stołem.
"Za ile będziesz? S.O.S."
-Laura nie była głodna-wymyśliłam na poczekaniu.
-Powinna coś zjeść, pójdę po nią-oznajmiła mama.
-Nie!-krzyknęłam chyba zbyt głośno bo spojrzała na mnie zdziwiona-Nie idź, nie ma sensu. Poszła się juz kąpać.
 Wtedy usłyszałam dźwięk mojego telefonu, dzwoniła Laura.
-Przepraszam na chwilę-powiedziałam i odeszłam kawałek, aby porozmawiać z siostrą.
-Jestem już pod domem, muszę tylko wejść na górę. Rodzice się zorientowali?-usłyszałam.
-Bylo bardzo blisko, powiedziałam im, że sie teraz kąpiesz-poinformowałam brunetkę i rozłączyłam się. Wróciłam do jadalni i udawałam, że wszystko jest w normie.
-Z kim rozmawiałaś?- zapytał tata.
-Dzwonili z call center czy cos w tym rodzaju. Dzień dobry chcemy sprzedać jakieś badziewie, którego wcale nie potrzebujesz ale wmówimy ci, że jest niezbędne do zycia.  Nienawidzę tego-wymyśliłam. Rodzice spojrzeli na mnie jakbym była chora psychicznie.
- Może ja jednak pójdę po Lau, pewnie skończyła się juz kąpać.
-Zostań! To znaczy... zostań i zjedz tą pyszną jajecznicę, którą zrobiła mama zanim wystygnie-chwyciłam patelnię i zaczęłam nakładać wspomnianą potrawę na talerz taty. Było blisko.
-Poza tym chciałabym z wami porozmawiać o czymś bardzo ważnym-przerwal mi dźwięk smsa.
"Juz jestem."
-Wiecie co? Zapomnijmy-próbowałam wybrnąć. Na szczęście do pomieszczenia wlasnie weszła brunetka z turbanem zrobionym z ręcznika i ubrana w szlafrok. Dobra robota siostro.
-Smaczego-powiedziała jak gdyby nigdy nic zabrała się za jedzenie. Po skończonym posiłku podziękowała i wróciła do swojego pokoju a ja poszłam za nią.
-Wisisz mi przysługę-rzuciłam.
-Nie wątpię-powiedziała. Wydaje mi się, że nie jest w najlepszym humorze.
-Opowiadaj-prosiłam.
-Nie ma o czym mowić. Nie wiem jak ty ale ja idę spać. Jestem juz zmęczona.
*Laura*
Byłam wdzięczna Vanessie, że mnie nie wydała ale po spotkaniu z Rossem nie mam juz na nic ochoty. Co on sobie myślał? "Cześć jestem Ross Lynch i mogę wszystko?" Nie wydaje mi się. Poza tym i tam byłam zmęczona, więc położyłam się na łożku i próbowałam zasnąć. Nie szło mi to najlepiej, ponieważ cały czas analizowałam zaistniałą sytuację. Może on nie jest taki zły? Nie Laura, to że dobrze całuje nie znaczy, że masz mu od razu wybaczyc. Po długich męczarniach zasnęłam. Jutro kolejny dzień w szkole i kolejny raz spotkasz wkurzającego blondyna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie!
Przepraszam za ten krotki i nudny rozdział juz na wstępie. Glowilam się długo nad tym czy Laura ma zostać przyłapana czy nie. Widziałam, że wy także mieliście problem z decyzją. Część z waszych poprzednich pomysłów wykorzystam w następnym rozdziale, który postaram się dodac w poniedziałek lub wtorek.
Pytania:
1. Co sądzicie o rozdziale?(o zgrozo, szykuje sie na ostrą krytykę tym razem)
2. Czy macie jakieś pomysły co może zdarzyć się w nastepnym(bądź późniejszym)rozdziale?
Nie musicie na nie odpowiadać, możecie napisać cokolwiek.

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 7


-O co nic chodzi?!-powiedziała wściekła. Teraz szła juz w moim kierunku.
*Laura*
-Czy ty siebie słyszysz? Najpierw wkładasz mi do książki kartkę na której informujesz mnie o spotkaniu. To nawet nie było pytanie tylko stwierdzenie! A co jeśli odmówiłabym lub nie mogła przyjść? Nikt nigdy niczego ci nie odmówił? Jesteś aż taką gwiazdą? Wiesz co? Może wcale nie chciałam tutaj przychodzić! Wyobraź sobie, że przez tą głupią imprezę jestem uziemiona i musiałam wychodzić oknem z domu, żeby cię nie wystawić? Zrobiłam to tylko dlatego, że posiadam taką niesamowitą cechę o której ty chyba nigdy nie słyszałeś. Mam maniery. Poświęciłam się i przyszłam tutaj i co widzę?! Siedzisz sobie z jakąś dziewczyną przy stole jakbyś zapomniał o tym, że mam przyjść-wykrzyczałam mu prosto w twarz. Nie zamierzam mieć po tym wyrzutów sumienia, zasłużył sobie. Głośno wypuściłam powietrze z ust-a teraz muszę wracać do domu, pewnie dostanę kolejny szalban! I to wszystko dzięki komu? No tak, szanowy pan Ross Lynch może wszystko. Rodzice mnie uziemią, nie wyjdę do wakacji z domu! Co ja mowię? Do wakacji? Do końca życia!
*Ross*
Nie mogłem juz jej słuchać. Ona robi z igły widły. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce, to przemówienie było juz nudne. Zrobiłem mały krok w jej stronę, ponieważ staliśmy juz wystarczajaco blisko siebie. Chwyciłem ją jedną ręką w talii, lekko przyciągnąłem i połączyłem jej usta z moimi. Nareszcie jest cicho. Na poczatku lekko musnąłem jej delikatne usta i powtórzyłem tę czynność. Nie uderzyła mnie, idzie całkiem dobrze. Po chwili zapragnąłem czegos więcej, nasze pocałunki były coraz śmielsze. Przejechałem czubkiem języka po jej wardze prosząc o dostep.
*Laura*
Byłam zszokowana poczynaniami blondyna, więc na poczatku stałam jak kołek, lecz po chwili mimowolnie zaczęłam oddawać pocałunki. Poczułam, że się lekko uśmiechnął. Jego dłonie wędrowały po moim ciele, jakby błagał żebym dała mu jeszcze chwilę. Dotknął moich warg
językiem, doskonale zrozumiałam aluzję. Nie rozchyliłam ust, więc zdobił to ponownie ale ja nadal
pozostałam przy swoim. Miałam mieszane uczycia. Pewna część mnie chciała go uderzyć i odejść ale rownież zostać i oddawać się tej czynności możliwie jak najdłużej. Cóż za sprzeczność. W pewnej chwili wróciła do mnie cała złość i oderwałam się od niego. Pokiwałam niedowierzająco głową, obróciłam się na pięcie i odeszłam. Najzwyczajniej w świecie wracałam do domu próbując udawać, że nic sie nie wydarzyło, lecz wewnątrz mnie toczyła się walka.
*Narrator*
Oboje nie widzieli co o tym wszystkim myślec. Nawet Ross, któremu zwykle nie brakowało pewności siebie zaniemówił. Patrzył jak brunetka w ciszy odchodzi. Z jednej strony pocałunek powiedział więcej, niż wszelkie wyjaśnienia, lecz pozostawił w ich głowach jeszcze większy bałagan.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie!
Obiecałam rozdział w weekend, wiec jest! Może trochę późno ale dotrzymałam słowa. Nie macie pojęcia jak cieżko pisało mi sie ten rozdział. Męczyłam długo scenę z pocałunkiem, nie wiedziałam z jakiej perspektywy ją napisać, więc wyszło to co widać na załączonym obrazku. Mozliwe, że to 
trochę za szybko ale większość osób prosiło o niego w kometarzach. Nie jestem w stanie powiedzieć w tej chwili kiedy next, śmiało pytajcie o niego i jak będę wiedziała to odpiszę. 
PYTANIA
1. Co sądzicie o rozdziale?
2. Czy "przeprosiny" blondyna były wystarczające? Może powinien zrobic cos jeszcze? Macie pomysły co?
3. Czy ta czcionka i jej wielkość wam odpowiada? Chciałabym wiedzieć jak wam sie wygodniej czyta.
4. Czy rodzice dowiedzą się o ucieczce Laury?
5*. Nie dotyczy rozdziału, opcjonalnie. Polecicie mi jakieś fajne filmy/książki/blogi?

Tak na marginesie, oglądaliście juz Bad Hair Day? Co sądzicie?
~NEVERMIND ❤️✋

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 6

Masz jakis plan?-recytowałam z prędkością światła a na twarzy mojej siostry pojawił się chytry uśmieszek.

*Laura*
-Pamiętasz jak po imprezie nasi goście wychodzili z domu? Weszli przez okno i ty tez tak zrobisz-powiedziała Vanessa.
-A co jak rodzice się zorientują? Nie są tacy głupi-obawiałam się.
-Zostaw to mnie. To ja jestem geniuszem w tym domu-powiedziała a ja zaczęłam się bardzo głośno śmiać i turlac po podłodze.
-Przestań bo zmienię zdanie-powiedziała. Jesli wzrok mógłby zabijać to juz lezalabym martwa. Z trudem zrobiłam poważną minę.
-Dalej tygrysie idź sie szykować!-krzyknęła a ja w podskokach udałam sie do pokoju w celu przygotowania na spotkanie. Nie żeby mi zależało czy coś. Idę tam tylko dlatego, że nie wypada go wystawić.
Stałam przed szafą juz godzinę i nie mogłam znaleźć nic odpowiedniego. Potrzebuje czegoś co bedzie mówiło "Wyglądam jakbym szykowała się cały dzien ale tak naprawdę ubrałam pierwsze lepsze rzeczy. Nie myśl sobie, że mi zależy." Okej chyba nie mam w mojej szafie zestawu o takiej nazwie.
-Ratunku!-krzyknelam i w mgnieniu oka w drzwiach mojego pokoju stała Van.
-Co sie stało?-mówiła roztrzęsiona.
-Nie mam się w co ubrać-rozpaczałam.
-Serio?Serio?! Myślałam, że ci sie cos stało. Jesteś głupia-powiedziała i rzuciła we mnie poduszką. Przecież wiem, że i tak nie jest na mnie zła.
-Pomóż mi-blagałam.
-Daj mi trzy minuty-oznajmiła i wyszła z pokoju. Wróciła trzymając czarną spódniczkę oraz jeansową kurtkę-załóż do tego jakąś białą bluzkę i bedzie dobrze.
-Ratujesz mi życie-powiedziałam rzucając się siostrze na szyję.
Kiedy wybiła godzina 19:50 stałam przy oknie, którym miałam wyjść gotowa na spotkanie. Cóż, raz kozie śmierć. Otworzyłam je i powoli starałam się wyjść nie łamiąc sobie nóg. Niby robiłam to juz wcześniej, lecz miałam wtedy na sobie spodnie. Spódniczka zdecydowanie utrudniała mi to zadanie. Po chwili stałam juz na ziemi i cieszylam się, że żyje. Musiałam jeszcze uważać żeby rodzice nie zobaczyli mnie przez okno. Udało mi się, teraz szybkim krokiem udałam się w stronę miejsca, w którym byłam umówiona. Właściwie to juz byłam spóźniona. Nienawidzę się spóźniać ale jednak często to robię. Wychodzę z założenia, że to nie ja sie spóźniam tylko inni przychodzą za szybko. Kiedy byłam juz na miejscu stanęłam przed drzwiami kawiarni i otworzyłam je. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w ktorym nie było zbyt wiele osób. W kącie zobaczyłam blondyna. Nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie fakt, że siedział z jakąś blondynką, której twarzy nie widziałam, ponieważ była odwrócona tyłem do mnie. Chłopak mnie zauważył, lecz nie miałam zamiaru do niego podejść. Cofnelam się i wyszłam na dwór. Jak on mógł się ze mną umówić i wystawić dla innej dziewczyny. Ja staję na głowie żeby przyjść a on co?! Moze nie jestem szkolną gwiazdą ale sama się o to nie prosiłam. Zdenerwowana kroczylam w stronę domu.

*Ross*
Siedziałem w kawiarni czekając na Laure. Chciałem ją przeprosić, trochę głupio wyszło. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie, no nie? Była juz 20:15 ale postanowiłem dać jej jeszcze chwile czasu, dziewczyny często sie spóźniają. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i spojrzałem w ich kierunku. Przy wejściu stała blondynka, która uśmiechnęła się kiedy mnie zobaczyła i podeszła do mojego stolika.
-Hej Rydel! Co ty tutaj robisz?-zapytałem.
-Wracam wlasnie od koleżanki i chciałam po drodze kupic kawę. O to samo mogłabym zapytać ciebie. Nie spodziewałam się, że spotkam cię tutaj samego.
-Właściwie to czekam na kogoś-wytłumaczyłem i jak na zawołanie zobaczyłem wspomnianą osobę. Laura spojrzała w moim kierunku i wyszła. Tak poprostu wyszła. Wstałem od stołu bez słowa i szybkim krokiem starałem się ją dogonić.
-Laura zaczekaj!-krzyknąłem, lecz brunetka nie zatrzymała się tylko przyspieszyła kroku-o co tobie
chodzi?-zapytałem.
-O co mi chodzi?!-powiedziała wściekła. Teraz szła juz w moim kierunku.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Zacznijmy od przeprosin. Bardzo przepraszam was, że zaniedbuje mojego bloga. Myśle, że wiecie co jest tego powodem. Nie mam najzwyczajniej w świecie czasu. Pomimo tego, że bardzo chciałabym dodawać częściej rozdziały to nie zawsze mam taką możliwość. Ostatnio śpię około 2-4 godzin dziennie. Gdybym jeszcze część z tego poświęciła na pisanie nie opłacałoby mi się nawet kłaść do łóżka. Zrobię wszystko co w mojej mocy żeby się poprawić, przysięgam.

Co do rozdziału to nie ma szału. Napisałam go na szybko i nielegalnie, ponieważ wlasnie powinnam
sie uczyć ale chyba lepsze to niż nic.
PYTANIA:
1. Co sądzicie o rozdziale?
2. Co mógłby zrobic Ross żeby przeprosić Lau?

Gdybyście mieli jakiekolwiek pytania do mnie to śmiało piszcie w komentarzach lub na adres nevermindbloger@gmail.com

Ponawiam prośbę z ostatniego postu, możecie podawać mi tutaj lub jeszcze lepiej w zakładce "blogi" linki do waszych opowiadań, chętnie poczytam w wolnej chwili. Aby byc na bierząco polecam dodac bloga do obserwowanych.

~NEVERMIND❤️✋

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 5


*Narrator*
W czasie gdy nastolatkowie pędzili po domu w popłochu państwo Marano byli juz w drodze powrotnej, mijali ostatnie skrzyżowanie. Kiedy młodzież usłyszała warkot silnika mieli już pewność, że nie zdąrzyli. Wszyscy pobiegli schować się na górę.
-Jesteśmy!-krzyczeli wchodząc do domu i zdejmując buty oraz kurtki-Co tutaj sie stało? Był huragan? Laura i Vanessa chodźcie tutaj!
Dziewczyny wystraszone w mgnieniu oka pojawiły się na dolnym piętrze i stały w oczekiwaniu na karę. Wyglądały jak dwa psy, które ukradły kiełbasę ze stołu i doskonale wiedzą co zrobiły.
-Co to ma być?- powiedziała mama.
-Wiecie co, nie mam siły z wami o tym rozmawiać. Miejmy to juz za sobą. Macie to wszystko posprzątać w trybie natychmiastowym i nie wychodzicie z domu przez najbliższe trzy dni-powiedział pan Marano, widząc chytry uśmiech córek dodaj jeszcze-ale do szkoły oczywiscie idziecie-w odpowiedzi usłyszał tylko głośne westchnienie.
Dziewczyny potulnie udały się na górę, musiały się jeszcze po cichu pozbyć z domu gości.
-Czy nie uważasz, że trzy dni kary to trochę za mało?- Matka dziewczynek zapytała swojego męża.
-Myślę, że posprzątanie tego chlewu to już wystarczająca kara-odpowiedział mężczyzna.

*Laura*
-Wyjdziecie oknem-powiedziałam a goście spojrzeli na mnie jakbym przybyła z jakieś odległej planety-tam jest drzewo, dacie sobie radę.
-Ty pierwszy Ross!-wyrwała się Rydel.
-Dlaczego ja? Może Riker? Przecież jest najstarszy. Albo Ell, przecież on nawet nie jest z naszej rodziny-bronił się blondyn.
-Wlasnie, gdzie jest Ratliff?-zapytała moja siostra.
-Zapomnialabym o nim-powiedziałam i otworzyłam szafę z której wypadł wspomniany chłopak.
Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco-no co?
-Idźcie juz!- poganiała Vanessa. Wszyscy posłusznie wykonali zadanie, dotarli na ziemie cali i zdrowi.
Po wyjściu naszych gości grzecznie zabrałyśmy się za sprzątanie. Kiedy skończyłyśmy jedyną rzeczą o jakiej myślałam to moje łóżko. Zdecydowanie miałam ochotę jak najszybciej się w nim znaleźć. Było takie ciepłe i wygodne, zdawało się chronić mnie przed całym złem tego swiata. Jednak zanim do niego dotarłam musiałam się wykąpać i przygotować do snu. Przypomniało mi się rownież, że
jutro muszę iść do szkoły. Nienawidzę poniedziałków i czterech następnych dni. Nie ma nic lepszego niż zasypianie z myślą, że nie trzeba ustawiać budzika na rano, lecz los nie był dla mnie taki łaskawy. Myśląc o tym zasnęłam.


Kiedy rano usłyszałam dźwięk mojego budzika miałam ochotę rzucić telefonem w ścianę. Głupi budzik. Głupie wstawanie. Głupia szkoła. Głupie obowiązki. Z niechęcią podniosłam się z mojego ukochanego łóżka i popełzałam w stronę łazienki. Inaczej nie dało się nazwać tego co wlasnie
robiłam, stawiam 10$, że wyglądałam jak trup. Nie miałam wyboru i musiałam przygotować się do zajęć. Po skończeniu wszystkich niezbędnych czynności zeszłam na dół do kuchni. Nienawidzę jeść śniadań ale musiałam się poświecić, wolałam uniknąć burczenia w moim brzuchu i upokorzenia. Zabrałam jabłko oraz wodę i wyszłam z domu. W szkole przywitałam się z moimi przyjaciółmi a pózniej razem z nimi udałam na pierwszą lekcję. Kiedy wybiła godzina 12:30 wszyscy poszli na stołówkę. Jest to bowiem czas przerwy obiadowej. Może to trochę zabawne ale moja szkoła wygladała jak z filmu. Nie mam na mysli budynku, który był imponujący, lecz uczniów, którzy do niej uczęszczali. Jak w każdym szanującym się filmie, którego akcja dzieje się w szkole była u nas grupa sportowców oraz pustych dziewczyn, które się z nimi spotykały. Te dwie grupy były popularne. Nie mogło zabraknąć rownież kujonow i luzerów, których nikt oprócz członków tych grup nie lubił. Najgorzej mieli ci, którzy siedzieli przy śmietniku, cos w rodzaju wyrzutków społeczeństwa. Nienawidziłam tego podziału nie dlatego, że nie było mi dane siedzieć z najbardziej lubianymi ale uważałam to za niesprawiedliwe. Ja nie chciałam należeć do żadnej z tych grup, więc razem z dwójka przyjaciół trzymałam się trochę na uboczu. Moim planem było nie rzucać się w oczy oraz nikomu nie przeszkadzać i wszyscy będą zadowoleni. Dzięki temu nie byłam ani jakoś szczególnie znienawidzona ani prześladowania przez przystojnych sportowców. Muszę przyznać, że niektórzy mi się nawet podobali ale tracili moje uznanie kiedy cos mówili. Część z nich zachowywała się jakby nie miała mózgu i nie widzieli nic poza czubkiem swojego nosa. Z zamyślenia wyrwała mnie Blair.
-Halo, ziemia do Laury!- krzyczała i wymachiwała mi ręką przez twarzą.
-Uspokój się-warknelam.
-Ponoć jakis nowy chłopak zapisał się do naszej szkoły. Słyszałaś może coś o tym?-zapytała.
-Serio? Nikt mi nic nie powiedział.
-No to teraz ci to oznajmiam. Ciekawe jak wyglada-rozmarzyla się.
-Czy to ważne? Nawet jesli bedzie przystojny pewnie i tak okaże sie idiotą-odpowiedziałam i spojrzałam na przyjaciółkę, której oczy nagle się powiększyły.
-La..Lau...Laura-jąkała się wypatrzona w punkt za mną. Odwróciłam się i ujrzałam cholernie przystojnego blondyna. Wiem, że wiecie o kim mowię. Oczywiscie był to Ross. Szedł w otoczeniu sportowców i najbadziej porządanych dziewczyn w szkole. Jest tutaj pierwszy dzień i juz zaskarbił sobie uznanie popularnych? Szybko poszło. Spojrzał w moim kierunku i uśmiechnął się. Idealny.
Muszę chyba zejść na ziemie, nie zapomnę mu tego co zdobił to raz a dwa, że pewnie jutro juz bedzie miał nową dziewczynę. Odwróciłam się do stolika i zaczęłam jeść moje śniadanie jakby nic się nie zdarzyło. Przyjaciele próbowali jeszcze poruszyć ten temat, ponieważ słyszeli o incydencie na imprezie ale nie chciałam o tym rozmawiać, nie miałam na to ochoty. Kiedy zabrzmiał dzwonek wszyscy udali się do sal w których mieli lekcje. Została mi jeszcze matematyka i do domu. Usiadłam w ławce i wyjęłam książki. Nagle zobaczyłam kartkę, która wypadła z mojego podręcznika.

STARBUCKS O 20:00          ~ROSS

Skubany musiał włożyć ją tam kiedy był u mnie w domu. On chyba nie słyszał o czymś takim jak odmowa. Lekcja dłużyła mi się niemiłosiernie. Po 45minutach męczarni zabrzmiał upragniony dzwonek a ja nareszcie mogłam iść do domu. W drodze powrotnej przypomniałam sobie o bardzo ważnej kwestii. Byłam umówiona z Rossem w trakcie trwania mojego szlabanu. Nieistotne czy miałam tam iść z własnej woli czy nie, wypadało sie pojawić albo przynajmniej powiadomić, że mnie nie bedzie. Kiedy byłam juz w domu pobiegłam do pokoju siostry. Miałam nadzieje, że juz tam była.
-Masz numer do Rossa? Może do Rikera? Do kogokolwiek?!-panikowałam.
-Chcesz się z nim umówić?-śmiała się-nie mam niestety.
-Nie bądź śmieszna. Właściwie to juz się z nim umowilam, bez mojej zgody ale to nieistotne. Muszę mu powiedzieć, że nie przyjdę bo mam szlaban. Nie mam pojęcia gdzie mieszka, więc byłaś moją ostatnia deską ratunku. Okazało sie, że chodzimy razem do szkoły ale to teraz nieistotne. Masz jakis plan?-recytowałam z prędkością światła a na twarzy mojej siostry pojawił się chytry uśmieszek.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo mi zależało, żeby dodac ten rozdział dzisiaj. Tak jak mówiłam nie ma w nim nic szczegolnego. Ostatnio czytając blogi wpadłam w depresję i chyba trochę straciłam wiarę w siebie. Tak wiele dziewczyn pisze genialne blogi o skomplikowanej fabule a potem pojawiam się ja z moim pożal się Boże blogiem bez konkretnego zamysłu. Popadłam w kompleksy hahaha nie przedłużając:
PYTANIA
1.Co sądzicie o rozdziale?
2. Co Laura ma zrobic w sprawie spotkania z Rossem?
3. Czy jest jakieś zdarzenie, które ma sie wydarzyc(masło maślane) w najbliższych rozdzialach?

MOŻECIE PODAWAĆ MI LINKI DO SWOOCH BLOGÓW LUB TYCH, KTÓRE POLECACIE CHETNIE POCZYTAM. Róbcie to tutaj lub jeszcze lepiej w zakładce Blogi.

~NEVERMIND ❤️✋