*Narrator*
W czasie gdy nastolatkowie pędzili po domu w popłochu państwo Marano byli juz w drodze powrotnej, mijali ostatnie skrzyżowanie. Kiedy młodzież usłyszała warkot silnika mieli już pewność, że nie zdąrzyli. Wszyscy pobiegli schować się na górę.
-Jesteśmy!-krzyczeli wchodząc do domu i zdejmując buty oraz kurtki-Co tutaj sie stało? Był huragan? Laura i Vanessa chodźcie tutaj!
Dziewczyny wystraszone w mgnieniu oka pojawiły się na dolnym piętrze i stały w oczekiwaniu na karę. Wyglądały jak dwa psy, które ukradły kiełbasę ze stołu i doskonale wiedzą co zrobiły.
-Co to ma być?- powiedziała mama.
-Wiecie co, nie mam siły z wami o tym rozmawiać. Miejmy to juz za sobą. Macie to wszystko posprzątać w trybie natychmiastowym i nie wychodzicie z domu przez najbliższe trzy dni-powiedział pan Marano, widząc chytry uśmiech córek dodaj jeszcze-ale do szkoły oczywiscie idziecie-w odpowiedzi usłyszał tylko głośne westchnienie.
Dziewczyny potulnie udały się na górę, musiały się jeszcze po cichu pozbyć z domu gości.
-Czy nie uważasz, że trzy dni kary to trochę za mało?- Matka dziewczynek zapytała swojego męża.
-Myślę, że posprzątanie tego chlewu to już wystarczająca kara-odpowiedział mężczyzna.
*Laura*
-Wyjdziecie oknem-powiedziałam a goście spojrzeli na mnie jakbym przybyła z jakieś odległej planety-tam jest drzewo, dacie sobie radę.
-Ty pierwszy Ross!-wyrwała się Rydel.
-Dlaczego ja? Może Riker? Przecież jest najstarszy. Albo Ell, przecież on nawet nie jest z naszej rodziny-bronił się blondyn.
-Wlasnie, gdzie jest Ratliff?-zapytała moja siostra.
-Zapomnialabym o nim-powiedziałam i otworzyłam szafę z której wypadł wspomniany chłopak.
Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco-no co?
-Idźcie juz!- poganiała Vanessa. Wszyscy posłusznie wykonali zadanie, dotarli na ziemie cali i zdrowi.
Po wyjściu naszych gości grzecznie zabrałyśmy się za sprzątanie. Kiedy skończyłyśmy jedyną rzeczą o jakiej myślałam to moje łóżko. Zdecydowanie miałam ochotę jak najszybciej się w nim znaleźć. Było takie ciepłe i wygodne, zdawało się chronić mnie przed całym złem tego swiata. Jednak zanim do niego dotarłam musiałam się wykąpać i przygotować do snu. Przypomniało mi się rownież, że
jutro muszę iść do szkoły. Nienawidzę poniedziałków i czterech następnych dni. Nie ma nic lepszego niż zasypianie z myślą, że nie trzeba ustawiać budzika na rano, lecz los nie był dla mnie taki łaskawy. Myśląc o tym zasnęłam.
Kiedy rano usłyszałam dźwięk mojego budzika miałam ochotę rzucić telefonem w ścianę. Głupi budzik. Głupie wstawanie. Głupia szkoła. Głupie obowiązki. Z niechęcią podniosłam się z mojego ukochanego łóżka i popełzałam w stronę łazienki. Inaczej nie dało się nazwać tego co wlasnie
robiłam, stawiam 10$, że wyglądałam jak trup. Nie miałam wyboru i musiałam przygotować się do zajęć. Po skończeniu wszystkich niezbędnych czynności zeszłam na dół do kuchni. Nienawidzę jeść śniadań ale musiałam się poświecić, wolałam uniknąć burczenia w moim brzuchu i upokorzenia. Zabrałam jabłko oraz wodę i wyszłam z domu. W szkole przywitałam się z moimi przyjaciółmi a pózniej razem z nimi udałam na pierwszą lekcję. Kiedy wybiła godzina 12:30 wszyscy poszli na stołówkę. Jest to bowiem czas przerwy obiadowej. Może to trochę zabawne ale moja szkoła wygladała jak z filmu. Nie mam na mysli budynku, który był imponujący, lecz uczniów, którzy do niej uczęszczali. Jak w każdym szanującym się filmie, którego akcja dzieje się w szkole była u nas grupa sportowców oraz pustych dziewczyn, które się z nimi spotykały. Te dwie grupy były popularne. Nie mogło zabraknąć rownież kujonow i luzerów, których nikt oprócz członków tych grup nie lubił. Najgorzej mieli ci, którzy siedzieli przy śmietniku, cos w rodzaju wyrzutków społeczeństwa. Nienawidziłam tego podziału nie dlatego, że nie było mi dane siedzieć z najbardziej lubianymi ale uważałam to za niesprawiedliwe. Ja nie chciałam należeć do żadnej z tych grup, więc razem z dwójka przyjaciół trzymałam się trochę na uboczu. Moim planem było nie rzucać się w oczy oraz nikomu nie przeszkadzać i wszyscy będą zadowoleni. Dzięki temu nie byłam ani jakoś szczególnie znienawidzona ani prześladowania przez przystojnych sportowców. Muszę przyznać, że niektórzy mi się nawet podobali ale tracili moje uznanie kiedy cos mówili. Część z nich zachowywała się jakby nie miała mózgu i nie widzieli nic poza czubkiem swojego nosa. Z zamyślenia wyrwała mnie Blair.
-Halo, ziemia do Laury!- krzyczała i wymachiwała mi ręką przez twarzą.
-Uspokój się-warknelam.
-Ponoć jakis nowy chłopak zapisał się do naszej szkoły. Słyszałaś może coś o tym?-zapytała.
-Serio? Nikt mi nic nie powiedział.
-No to teraz ci to oznajmiam. Ciekawe jak wyglada-rozmarzyla się.
-Czy to ważne? Nawet jesli bedzie przystojny pewnie i tak okaże sie idiotą-odpowiedziałam i spojrzałam na przyjaciółkę, której oczy nagle się powiększyły.
-La..Lau...Laura-jąkała się wypatrzona w punkt za mną. Odwróciłam się i ujrzałam cholernie przystojnego blondyna. Wiem, że wiecie o kim mowię. Oczywiscie był to Ross. Szedł w otoczeniu sportowców i najbadziej porządanych dziewczyn w szkole. Jest tutaj pierwszy dzień i juz zaskarbił sobie uznanie popularnych? Szybko poszło. Spojrzał w moim kierunku i uśmiechnął się. Idealny.
Muszę chyba zejść na ziemie, nie zapomnę mu tego co zdobił to raz a dwa, że pewnie jutro juz bedzie miał nową dziewczynę. Odwróciłam się do stolika i zaczęłam jeść moje śniadanie jakby nic się nie zdarzyło. Przyjaciele próbowali jeszcze poruszyć ten temat, ponieważ słyszeli o incydencie na imprezie ale nie chciałam o tym rozmawiać, nie miałam na to ochoty. Kiedy zabrzmiał dzwonek wszyscy udali się do sal w których mieli lekcje. Została mi jeszcze matematyka i do domu. Usiadłam w ławce i wyjęłam książki. Nagle zobaczyłam kartkę, która wypadła z mojego podręcznika.
STARBUCKS O 20:00 ~ROSS
Skubany musiał włożyć ją tam kiedy był u mnie w domu. On chyba nie słyszał o czymś takim jak odmowa. Lekcja dłużyła mi się niemiłosiernie. Po 45minutach męczarni zabrzmiał upragniony dzwonek a ja nareszcie mogłam iść do domu. W drodze powrotnej przypomniałam sobie o bardzo ważnej kwestii. Byłam umówiona z Rossem w trakcie trwania mojego szlabanu. Nieistotne czy miałam tam iść z własnej woli czy nie, wypadało sie pojawić albo przynajmniej powiadomić, że mnie nie bedzie. Kiedy byłam juz w domu pobiegłam do pokoju siostry. Miałam nadzieje, że juz tam była.
-Masz numer do Rossa? Może do Rikera? Do kogokolwiek?!-panikowałam.
-Chcesz się z nim umówić?-śmiała się-nie mam niestety.
-Nie bądź śmieszna. Właściwie to juz się z nim umowilam, bez mojej zgody ale to nieistotne. Muszę mu powiedzieć, że nie przyjdę bo mam szlaban. Nie mam pojęcia gdzie mieszka, więc byłaś moją ostatnia deską ratunku. Okazało sie, że chodzimy razem do szkoły ale to teraz nieistotne. Masz jakis plan?-recytowałam z prędkością światła a na twarzy mojej siostry pojawił się chytry uśmieszek.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo mi zależało, żeby dodac ten rozdział dzisiaj. Tak jak mówiłam nie ma w nim nic szczegolnego. Ostatnio czytając blogi wpadłam w depresję i chyba trochę straciłam wiarę w siebie. Tak wiele dziewczyn pisze genialne blogi o skomplikowanej fabule a potem pojawiam się ja z moim pożal się Boże blogiem bez konkretnego zamysłu. Popadłam w kompleksy hahaha nie przedłużając:
PYTANIA
1.Co sądzicie o rozdziale?
2. Co Laura ma zrobic w sprawie spotkania z Rossem?
3. Czy jest jakieś zdarzenie, które ma sie wydarzyc(masło maślane) w najbliższych rozdzialach?
MOŻECIE PODAWAĆ MI LINKI DO SWOOCH BLOGÓW LUB TYCH, KTÓRE POLECACIE CHETNIE POCZYTAM. Róbcie to tutaj lub jeszcze lepiej w zakładce Blogi.
~NEVERMIND ❤️✋